poniedziałek, 10 września 2012

6. Goodbye and Hello


            - Loooooouuuu.

            Ach. Ze snu wybudził mnie jego głos. Ach. Lekka chrypka. Przyjemny ton. Dźwięczność i melodyjność. Ach. Usta wołały me imię, znajdując się kilka centymetrów od mojego ucha. Czułem jego oddech na szyi. Słyszałem lekki świst, który wydobywał się z jego płuc z każdym wypowiadanym słowem.

          Zamruczałem lekko, obracając się na bok i wtulając policzek w poduszkę. Postanowiłem jeszcze trochę poleżeć, tym bardziej, że był blisko mnie. Albo po prostu to sobie uroiłem? Wtedy jeszcze trochę spałem, świadomość docierała do mnie powoli. I na chwilę zapomniałem, co tak naprawdę mnie nurtuje. Byłem tylko ja, on i nicość w mej głowie.

          Szarpnął delikatnie moją piżamę, gdzieś w okolicy ramienia, usilnie chciał mnie ocucić, ale ja pozostawałem w objęciach Morfeusza, imaginując sobie nieistniejące obrazy.

- Louis, no wstańże wreszcie!

            Irytacja. Zniecierpliwienie. To właśnie te dwa uczucia sprawiły, że wróciłem do rzeczywistości. Wróciło także wszystko, co uśpione było w mojej głowie. Głos ostry jak sztylet przeszył umysł na wskroś. Gorszy niż wredne dzwonienie budzika.

         Otwarłem oczy. Spoglądał na mnie z nieukrywanym zniecierpliwieniem. Wargi chłopaka wygięły się w nieprzyjemny grymas, a oczy zwęziły i choć okalały je kaskady rzęs, nic to nie dało. Minę miał zaciętą, a moje przepraszające spojrzenie spłynęło po nim, niczym poranna mżawka. Skierowałem uwagę na jego dłonie, zaciśnięte w pięści na cienkiej kołdrze. Niby nic, ot, taki fant. A bolał. Nie miewiam skłonności do paranoi, ale wcześniejsze wydarzenia tylko mnie rozochociły.

          Zadrżałem z powodów wykraczających poza zwykłe zimno. Pociągnąłem nosem.

- Dziewczyny wyjeżdżają. A jeżeli zaraz nie wstaniesz, nie zdążę zobaczyć Meggie po raz ostatni przed naszym powrotem.

          Dawno nie wypowiedział w moim kierunku tylu słów. Posłusznie wstałem. Wsunąłem stopy w pantofle. Drzwi na zewnątrz były otwarte. Lodowaty wiatr wdarł się do środka, mierzwiąc mi włosy i sprawiając, że włoski na karku stanęły mi dęba. Odruchowo objąłem się ramionami. Zachwiałem się. Przygryzłem dolną wargę. Szczęknąłem zębami.

          Mojej mowy ciała nie sposób było nie odczytać. Nachylił się. Chwycił dłońmi ciepły materiał, pod którym jeszcze minutę wcześniej leżałem i narzucił mi go na ramiona. Później przygładził jeszcze. Obrócił mnie ku sobie i opatulił. Ciągle tu był. Jedynie fizycznie. I przez chwilę znów mogłem się łudzić, że będzie dobrze. Meg wyjedzie i zostawi mnie z nim na dwa dni samotności, które nam pozostały. Iskierka nadziei znów się zapaliła.

          Podreptałem za nim. Było naprawdę wcześnie. Świtało. Pomarańczowe promienie porannego słońca przebijały się pomiędzy drzewami. Ptaki budziły się ze snu, zaczynały świergotać, rozdzierając na całą szerokość malutkie gardziołka. W nocy zapewne padało, bo las pachniał jak nigdy. Sosnowe igliwie w połączeniu z odrobiną wilgoci tworzyło tak niesamowitą woń, że chciałoby się wdychać ją wiecznie. Zapragnąłem nabrać nosem rześkiego powietrza w płuca, zatracić się na moment w przyjemności. Przeszkodził mi w tym mały problem - byłem przeziębiony. Jak gdyby ktoś zabetonował mi nozdrza, gdy spałem. Westchnąłem więc płaczliwie i otuliłem się szczelniej.

          Stały przy samochodzie. Walizki, spakowane, leżały już na dnie bagażnika. Stały. Czekały na nas. Uśmiechały się. Harry wyminął mnie. Podbiegł do niej. Rzuciła mu się na szyję. Obrócili się wokół własnej osi. Przytulił ją mocno. W przeciągu kilku sekund zrobił to, na co ja nie miałem odwagi.
         Pocałował ją.

         Drżenie uspokoiło się stopniowo. Kobieta odsunęła się i spojrzała mu prosto w oczy. Musnęła jego policzek palcami, aż moją skórę przebiegł dreszcz. Gorączka rozpoczętego romansu szalała. Z trudem oderwali się od siebie. Zerknęła na mnie.

- Do widzenia, Louis.

           Uśmiechnęła się. Szczerze. Ukazała pełne uzębienie. Tak naturalnie. Nic dziwnego, nie miała pojęcia, co właśnie działo się wewnątrz mnie.

           Krzyczałem, ale nikt nie słyszał żadnego dźwięku. Płakałem, ale nikt nie dostrzegł łez. Krwawiłem, ale nikt nie widział krwi. Po prostu stałem. Z oczami rozszerzonymi szeroko, niczym porcelanowa lalka. Ze sztucznym, firmowym uśmiechem, który wpełzł na moje usta tak łatwo.

- Do widzenia.

           Pomachały, wsiadły do samochodu, odjechały. Długo jeszcze tam stał i przyglądał się pustej leśnej drodze.

           Poszedłem zaparzyć sobie kawy.

       
           - No dalej, Lou, oni tego potrzebują!
Roześmiałem się perliście. Śmiech niósł się echem po całej garderobie. Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Zignorowałem zniecierpliwione westchnienia Paula oraz ponaglenia Liama.
- Robisz im tylko nadzieję!
           Wyszczerzył się słodko. Dołki w policzkach ukazały się w pełnej krasie. Zatrzepotał figlarnie rzęsami i posłał mi kolejne błagalne spojrzenie. Wypuściłem powietrze nosem. Wywróciłem teatralnie oczyma.
- Gdyby odebrać im zachwyt nad Larrym Stylinsonem, staliby się równi owadom. Przerodziliby się w szare postacie łażące po równie szarym krajobrazie, niezdolne dostrzec codziennych niezwykłości!
         Zachichotałem. Jeżeli przyszło walczyć o swoje, Harry był w tym niezrównany.
- No dobrze, filozofie!
         Zapiszczał jak nastolatka. Podskoczył kilkakrotnie w miejscu. Pokręciłem głową z udawaną pobłażliwością.
         Na scenę weszliśmy, trzymając się za ręce.


             Co czułem? Z pewnością gniew połączony z rozczarowaniem. I rozpacz. Nic innego nie mogłoby tłumaczyć napięcia w plecach, nagłego bólu w okolicy klatki piersiowej i spazmatycznego oddechu.

             Mieszałem cukier w filiżance i przyglądałem się temu, jakbym wykonywał najbardziej interesującą czynność pod słońcem. Moje życie było w kawałku. Ten pocałunek zapieczętował jedynie serię nieszczęść, które miały rychło nastąpić.

            Jakiekolwiek relacje, które były między nami i wykraczały poza kontakty przyjacielskie były jedynie moją wizją. Kreowałem sobie sumiennie kolejne scenariusze, które podświadomie uznawałem za prawdziwe i dlatego przebłyski świadomości tak bardzo bolały.

            I znałem jego twarz zbyt dobrze. Nie potrafiłem sobie wyobrazić innej jej pozycji, niż skierowanej prosto na mnie.

           Przebywanie z nim uspokaja mnie. Zabiera wszystko, co złe. Znajduję się w miejscu, w którym tracę kontrolę i dlatego wszystkie chwile, które dzieliliśmy zawsze kończyły się zbyt wcześnie. Także świadomość, że jego usta dotknęły ust kogoś innego niż ja, przytłaczała mnie niezmiernie. To może postawa samolubna i zapewne egoistyczna, ale tego nie mogłem w sobie zmienić.

           Kochałem go.

           Zdałem sobie sprawę, że mieszam napój zdecydowanie za długo, więc wrzuciłem łyżeczkę do zlewu i dzierżąc kubeczek, udałem się na naszą werandę.

           Jego buty walały się po podłodze. Usiadł po turecku w bujanym fotelu. Uśmiechał się pod nosem, nie przestawał wpatrywać się w ekran telefonu komórkowego, który przez cały czas brzęczał. Sweter przewiesił przez oparcie fotela. Słońce wstało i zaczynało powoli przygrzewać. Po raz pierwszy zwiastowało dobrą pogodę.

          Upiłem łyk. Siorbnąłem celowo, by zwrócić jego uwagę. Bezskutecznie. Przyszedł SMS. Kolejny. Kolejny. I kolejny. Odchylił głowę do tyłu i roześmiał się na cały głos, przymknąwszy jednocześnie oczy.

         Uwielbiałem go w takim wydaniu.

         Kiedyś byliśmy sobie bliscy.

         Był tam, ale jednocześnie jakby go nie było.

         Zostawiłem kawę. Nie miałem już na nią ochoty. Postawiłem ją przed nim. I tak pewnie nie zauważy, że przygotowana została dla mnie. Wyszedłem. Przystanąłem jeszcze na progu, obróciłem się i rzuciłem w jego kierunku zbolałe spojrzenie. Czego również nie dostrzegł.

          Spakowałem letnią torbę. Wziąłem koc, bagietkę i książkę. Wdziałem japonki, jego bluzę rzuciłem gdzieś w kąt. Tak, miałem ja na sobie. Nie zauważył. Stanąłem w drzwiach i znów na niego zerknąłem. Jego pozycja nie zmieniła się zbytnio.

- Idę na plażę. Dzwoń jakbyś czegoś potrzebował.

          Pokiwał głową, ale spojrzenie miał tak zamglone, że śmiałem wątpić, czy cokolwiek do niego dotarło.
          Zszedłem ze schodków. Kiedy kroczyłem w obranym przez siebie kierunku, drobinki leśnego piasku przesypywały się między palcami moich stóp. Co jakiś czas kopnąłem jakąś szyszkę.

            Przegapiłem moment, w którym oczy zaszły mi łzami. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy przestałem widzieć, dokąd idę. To prawda. Minęło trochę czasu. I on zdążył znaleźć sobie kogoś lepszego. A ja czekałem zbyt długo, aż wszystko samo się ułoży. Widzę więcej, rozumiem. Ale czasem nadal go potrzebuję.

            Wiem doskonale, że nigdy nie będzie mnie chciał. Dlaczego? Bo nie jest gejem. Nigdy nie będę dość dobry, zawsze ograniczać będzie mnie płeć. Dopóki traktowałem nasze wygłupy z przymrużeniem oka, zdawało się, że dzielimy razem coś pięknego. Ale gdy w każdym geście zacząłem widzieć więcej, niż powinienem, sam dla siebie stałem się uciążliwy.

           Otarłem oczy i zdałem sobie sprawę, że jestem na miejscu. Odłożyłem torbę. Cierpliwie rozłożyłem koc. Bagietkę jednak zostawiłem w środku. Jeszcze dzisiaj nic nie jadłem.

          Nie mogłem się oprzeć - podwinąłem nogawki spodni maksymalnie do góry. Boso już poszedłem w kierunku morza.

          Woda była lodowata. Nie przeszkadzało mi to. Z powodu braku ciepła i chłód traktowałem jak mojego przyjaciela. Nie zważając na chorobę, wszedłem jeszcze głębiej. Fascynowała mnie gęsia skórka pojawiająca się na moich ramionach. Wyobraziłem sobie, że ją dostrzegł. Położył ciepłe dłonie, potarł kilkakrotnie. Chciał dać mi komfort. I tak zatraciłem się w tej chwili, że niemal poczułem ten komfort.

          Czułem jak oddycha i nie chciałem by przestał.

          Nie doceniałem wytworów wyobraźni.

          Byliśmy sobie bliżsi niż Wy. Bliżsi. Zbliżyliśmy się do siebie bardziej niż Wy.

          Czy za tym tęsknisz?

          Nie myśląc już dłużej, rzuciłem się całym ciałem w bezwzględny żywioł.



________________________________

No tak. Wróciłam. Nie wiem, czy na stałe. Miejmy nadzieję, chcę skończyć tę historię!
Rozdział dedykuję @uszati. Za piękny szablon i wsparcie.
(to ja dawna CookieChum - zmieniłam nick, bo dokonała się we mnie jakaś zmiana.)

29 komentarzy:

  1. Mam ochotę się rozbeczeć jak jakaś sklerotyczka. Robisz ze mną niesłychane, raczej chwilami niepożądane rzeczy. Szkoda mi Louisa - jest taki smutny, pogrążony w nostalgii. Mam ochotę podejść i go przytulić, a uwierz, że nie mam takich odruchów w kierunku Tommo zbyt często.
    Weny życzę malutka :)

    ~ Fetish

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże o.o To... to.. to jest idealne *,*

    OdpowiedzUsuń
  3. em... no więc... no nie wiem... no dobra, napiszę Ci ten komentarz, szczery do bólu, mam nadzieję, że jednak nie zachowam się chamsko. Jeśli jednak tak się zdarzy, to z góry przepraszam.
    No więc z przykrością stwierdzam, że z całego rozdziału podobała mi się tylko końcówka... tak jakoś nie potrafię się wczuć w to, co opisujesz. Nie wiem czy to dlatego, że chłopak zakochał się w chłopaku, a nie w dziewczynie, czy może dlatego że moim zdaniem powinnaś popracować nad opisem uczuć, ale... no po prostu nie potrafię poczuć tego co Louis, niby wszystko wiem, ale jednak czegoś mi brakuje... wydaje mi się, że to te uczucia, ale być może po prostu Twój styl mi nie pasuje. Tak naprawdę to nie wiem.
    No więc mam nadzieję, że nie będziesz zła na mnie za ten komentarz. Ale... mimo wszystko czekam na kolejny. Nie powiem, że niecierpliwie, bo niestety tak nie jest, ale może wraz z kolejnymi rozdziałami zdobędziesz moje serce?
    Pozdrawiam.
    C.♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za szczery komentarz. Nie sądzę, żeby ten styl szczególnie się zmienił, ale twój komentarz znaczy dla mnie więcej niż krókie "fajnie, czekam na next" bo wyraziłaś opinię, co rzadko się zdarza na blogowych opowiadaniach. Dzięki.

      Usuń
  4. Tak bardzo cieszę się, że wróciłaś ! Xxx Rozdział jest tak strasznie smutny, że aż mam ochotę płakać :( Biedny Lou, tak cierpi. Mam nadzieję, że jednak w dalszych rozdziałach Harry dowie się o miłości Louisa do niego. Pisz dalej ;*

    http://give-me-love-like-never-before.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod tak ogromnym wrażeniem, że nie wiem co napisac *.*
    Ja nie zgodzę się z Cassie, właśnie ukazujesz wszystkie uczucia w tym opowiadaniu bardzo dobrze.
    Aczkolwiek każdy ma inny gust i tok myślenia.
    Kocham twój styl pisania, jest bezbłędny. Kocham to wszystko, jak opisujesz.
    Najbardziej spodobał mi się ten fragment:
    "Krzyczałem, ale nikt nie słyszał żadnego dźwięku. Płakałem, ale nikt nie dostrzegł łez. Krwawiłem, ale nikt nie widział krwi. Po prostu stałem. "
    Piękny <3 Mimo, że ślicznie to opisałaś, to strasznie ten fragment jak i cały rozdział mnie zasmucił. Współczuję Louisowi, i nie wierzę w to, że Harry pocałował Maggie. Mówiłam, że jej nienawidzę? Tak? Świetnie, podtrzymuję to.
    Końcówka rozdziału jest równie dołująca co początek i koniec. Zakochałam się <3
    I podziwiam cię za talent, jesteś świetna w tym co robisz i nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że wróciłaś : 3
    <33333333333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz, Bernie! :c
    No więc przeczytałam i jestem zachwycona. Ale jednocześnie jest mi tak cholernie smutno, bo Harry naprawdę nie wydaje się być zainteresowanym Lou w 'ten' sposób. A tak bardzo bym tego chciała.
    Nie wiem, naprawdę nie wiem, co mam tu napisać. Chciałabym, żeby Harry w końcu przejrzał na oczy. Bo każdym swoim ruchem przysparza Lou tyle bólu... Nie wiem, czy na miejscu Lou pogodziłabym się ze świadomością, że to nie ja sprawiam, że na jego twarzy pojawia się uśmiech. A przynajmniej nie w tych chwilach, które tutaj opisałaś.

    Jesteś wspaniała i pamiętaj, że niesamowicie Cię podziwiam x

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby Lou i Harry byli razem...
    Kocham to opowiadanie ! Jest strasznie wciągające
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciesze się że wróciłaś, bardzo brakowało mi twojej wersji Larry'ego :D
    Po tym rozdziale mam mieszane uczucia. Z jednej strony szkoda mi Louisa, który musi męczyć się sam i znosić widok Meggie, z drugiej jednak strony, cieszę się, że Harry znalazł w końcu swoją miłość. Może nie tę życiową, jednak zawsze coś. W poprzednich postach Meggie nie przypadła mi do gustu, ale teraz, jeśli tak się zastanowię, to nawet da się ją zaakceptować.
    Przepraszam za tak lichy komentarz, jednak nie mam siły napisać nic więcej..
    Jeśli masz ochotę, wpadnij na moje blogi.
    Pozdrawiam i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. nory rozdział na becausetruelovecannothide.blogspot.com zapraszam serdecznie! Xx P.S śliczny wygląd bloga!! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyno piszesz cudownie. Uwielbiam Twój styl pisania. Ukazujesz tak wiele emocji. Kocham to. Jesteś świetna! :) <3

    OdpowiedzUsuń
  11. zapraszam na nowe opowiadanie o Larrym.
    http://you-are-blind-to-what-you-hear.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakie zajebiste *.*
    Kocham Twój styl pisania ^^
    Czekam na nn pozdrowienia xx

    OdpowiedzUsuń
  13. hej, zapraszam na hard-bland-sensitive.blogspot.com, zachęcam do wyrażania opinii na temat opowiadania - Emilie

    OdpowiedzUsuń
  14. Twoje opowiadanie jest po prostu cudowne, przesycone tymi wszystkimi uczuciami, że wręcz można się w nich zatracić... Tak się cieszę, że tu trafiłam. Mam nadzieję, że jednak postanowisz je dokończyć. Błagam cię o to! Ostatni rozdział, a zwłaszcza końcówka, sprawił, że nie mogłam powstrzymać łez. Beksa ze mnie, wiem, ale sposób w jaki opisałaś uczucia Lou... Wciąż nie mogę się uspokoić. Ostatnie zdania... Scena w wodzie... Proszę cię, nie możesz tego tak zostawić. Proszę, proszę...
    Pozdrawiam i życzę dużo weny

    @KateStylees

    (http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/)

    OdpowiedzUsuń
  15. JEZUS ALE CUDOWNE *.*
    czekam na kolejną część <333
    no i po za tym, zapraszam też do siebie :) http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Opowiadanie przecudne , w idealny sposób wyrażasz uczucia ... czekam na następny i jak bedziesz miala czas zapraszam do mnie http://lolaa1881.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Biedny Lou.
    Przez Ciebie doznalam zalamania!
    Ale jest to tak prawdziwie z emocjami opisane.
    Wyraza wszystko co powinno.
    Wszystko jest na swoim miejscu.
    Nie moge doczekac sie nexta!
    Ueielbiam Twoj styl pisania!
    Powiem szczerze ze wyraza to sytuacje orginalna, bo nie czytam jeszcze Larrego z taka fabula.
    Jest swietne!


    Czekam...xx

    OdpowiedzUsuń
  18. Hakuna Matata One Direction Wymiata - H . M . O . D . W !

    OdpowiedzUsuń
  19. CUDO :** nie wiem jak tu trafiłam ale na pewno zostanę !!! Pokochałam te opowiadanie :)

    Zapraszam:
    http://larrystylinsonforeverinmyheart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetny rozdział. Nominowałam cię do Libster Award. Więcej dowiesz się na moim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Zarąbisty rozdział . <33 !
    czekam na następny ! zapraszam do mnie :
    http://loveonedirection-forever.blogspot.com/ :))

    OdpowiedzUsuń
  22. hej, Bernie, nominowałam Cię do Liebster Award. Także wiesz, jak chcesz, to wpadnij na moje WHY :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Hej, zostałaś nominowana przeze mnie do Libster Awards. Szczegóły na moim blogu: we-go-to-heaven.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Hejka zostałaś nominowana do Libster Awards .
    Więcej informacji na moim blogu http://wafelku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Hej chciała bym cię poinformowac o nominacji do Libster Award wiecej informacjo na moim blogu http://thissongisforyoularry.blogspot.com/2012/11/rozdzia-8.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  26. Zostałaś nominowana do Libster Award więcej na http://torn-bromance.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Rozpływam się przy Twoich słowach, rozpływam się przy tej historii, choć jest pełna smutku i bólu. Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału ! Pozdrawiam :)
    http://we-are-like-different-stars.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  28. Rany.. Zmiażdżyłaś mnie. Twoje słowa są piękne, doskonale wyrażasz emocje. Masz talent, pielęgnuj go. Okropnie Ci zazdroszczę, że potrafisz robić to, co kochasz w tak dobrym stylu. Jeden z najlepszych blogów na jakie trafiłam.

    OdpowiedzUsuń