sobota, 11 sierpnia 2012

4. Stranger


I'm slowly drifting to you
The stars and the planets are calling me
A billion years away from you
I'm on my way
I'm on...
I'm on...

            To nadchodzi znikąd. To nadchodzi jak wiatr! Zginę tu, bo posiadłem własne niebo! Łagodnie, łagodnie czy okrutnie? Posiadłem własne niebo! Spalę to, co zbudowałem, bo posiadłem własne niebo. Sprzedam zdrowy rozsądek, bo posiadłem własne niebo. Nie ma czasu, nie ma końca, nie ma pożegnania, bo niebo było wtedy w moim posiadaniu.

            Och. Uroczy chłopcze pachniesz tak słodko.

- Harry.

            Przygniótł mnie swoim ciałem. Może i był ciężki, bo zapewne ważył więcej ode mnie, ale ja tego nie odczuwałem. Nasze twarze dzieliły centymetry. Wymienialiśmy ciepłe strumienie powietrza. Jego brązowe loczki spływały na moje czoło. Nasze kończyny zgrały się doskonale. Wsparł się łokciami na ziemi, w przerwach pomiędzy moim tułowiem, a rękami. Spod ledwo otwartych oczu badał kontury mojej twarzy.

            Harry! Czekałem aż to nastąpi. Aż nasze ciała połączą się w jedno, jak było nam pisane. Podniosłem się delikatnie, by ta odległość, ni to milimetry, ni lata świetle przestały nas oddzielać. Pragnienie jego dotyku, znów tak silne, sprawiało, że każda komórka mojego organizmu wrzeszczała i paliła, jak rozżarzone łuczywo...

            Zawieszeni w nicości...

             Omiotłem przelotnym spojrzeniem jego tęczówki. Były tak blisko, że po raz kolejny odkrywałem każdy ich szczegół. Nieświadomie podniosłem dłonie i przyłożyłem je do jego ciepłych policzków. Wodziłem kciukami, chłonąc delikatność jego skóry. Podniosłem delikatnie głowę, by zrobić to, o czym tak długo marzyłem.

            Nie było już przestrzeni między nami. Nie dzieliło nas nic. Jego przesycony słodyczą oddech czułem we własnych ustach. Jego górna warga otarła się lekko o moją przez ułamek sekundy. Westchnąłem.

            I moje własne niebo znów zostało mi odebrane. Zostałem strącony z obłoku i upadłem w racjonalność, nie mając skrzydeł. Zabawne. W ciemności odzyskałem jasność umysłu.

            Przerwaliśmy pocałunek, którego nawet nie zaczęliśmy. Powoli, wędrując palcami po jego karku i obojczykach, zakończyłem swoją podróż na torsie. Paznokcie wpiłem w jego cienką koszulkę, która wystawała spod rozpiętej kurtki. Zmęczone płuca pozwoliły mi wziąć głęboki wdech i wypuścić powietrze, które dzieliliśmy wspólnie.

            Przełknąłem ślinę i pchnąłem go delikatnie. Głośny śmiech rozległ się wśród drzew, odbijając się echem i słyszałem go jeszcze przez kilka sekund. Podniósł się na rękach, a jego bicepsy napięły się. Uśmiechnął się jeszcze figlarnie i przysiadł obok mnie na leśnej ściółce.

            Rozczarowanie. Rozgoryczenie. Zawód. Żal. Frustracja. Poczucie porażki. Wiedziałem, że nie mogliśmy tego zrobić, bo to zniszczyłoby nasze relacje. Schyliłem głowę i zacisnąłem powieki. Walczyłem ze sobą w ciągu kilkunastu sekund, żeby nie wstać, nie złapać go z całej siły za kark i nie wpić się w jego usta. By szybkim ruchem nie zrzucić z niego kurtki, bluzki, spodni i bokserek. By nie pozwolić obnażyć siebie i nie wygiąć pleców w łuk, gdy on robiłby ze mną to, o czym nie śmiałem nawet marzyć. By w jednej sekundzie nie wyznać mu, że za każdym razem, gdy go widzę, uśmiecham się do siebie z radością, moje serce wykonuje piruety i czuję w nim dziwne ciepło, jak gdyby posiadało stały stan skupienia, mam ochotę wskoczyć mu w ramiona i wyszeptać wprost do ucha wszystko.

            Podniósł się na równe nogi. Przekrzywił głowę lekko w prawo i zerknął na mnie niepewnie. Podniosłem głowę. Uśmiech zniknął z jego ust, kiedy ujrzał mój wyraz twarzy. Tak bardzo go potrzebowałem. Potrzebowałem go na zawsze. Po sam kres naszych dni. Był jak powietrze. Składał się z maleńkich drobinek, które sprawiały, że wciąż oddychałem.

            Leżał tam wśród tych liści, a jego włosy rozsypały się po całym czole. Kiedy oddychał powoli i z każdym wydechem z jego ust wydobywała się skłębiona para wodna. Przymknął oczy. Wyglądał tak żałośnie. A ja nie wiedziałem czemu.

            Usiadłem.

- Lou.

           Wypowiedział to tak miękko. I tak czule. Tak cudownie, że... Nie byłem w stanie słuchać jego głosu, nie wyobrażając sobie niemożliwego.

- Co się stało?

            Przemknęła ta myśl. Że jest szansa. Że mogę mu powiedzieć... Znów się łudziłem.

            Pokręciłem przecząco głową. Ale w tym geście nie było lekceważenia, a raczej... wielki smutek. Miniwakacje miały być ukojeniem, a sprawiały jeszcze więcej bólu.

            Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym mu powiedzieć. Byłem tak idiotycznie urzeczony tonem, w jakim to powiedział. Jego barwą głosu. Sposobem, w jakim jego usta formowały głoski.

- Wspomnienia.

             Skłamałem tak gładko, zwalając całą winę na mój poprzedni związek. Udawałem, że to przez niego chodzę teraz przybity, jak dziecko we mgle. A on w to wierzył. I dlatego był dla mnie tak czuły. Bo się o mnie troszczył.

            Wstałem i ramię w ramię podążyliśmy do kempingu. Wzrokiem próbował ze mnie wyciągnąć prawdę, ale byłem jak uparte dziecko.

             Otworzyłem drzwi dużym, mosiężnym kluczem i dłonią starałem się odnaleźć włącznik światła. Po kilku bezskutecznych klepnięciach ściany, natrafiłem na delikatny plastik i opuszkami przycisnąłem go.

             Nic. Jedynie ciemność. Nieokiełznana ciemność w nieznajomym miejscu.

- Nie ma prądu.

             Zdałem sobie sprawę, że zbyt długo tkwiłem w jednym miejscu, nic nie mówiąc. Dopiero jego słowa wyrwały mnie z zamyślenia. Odwróciłem się do niego, bo jeszcze przed momentem dreptał za mną, ale nie zobaczyłem nic.

            Wszechogarniająca czerń wdarła się wszędzie i zawładnęła moim wzrokiem. Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem ręce w nicość, jak ślepiec. Chwilę brodziłem palcami, aż wreszcie natrafiłem na znajome ciepło i wiedziałem już, że to on.

- Jestem tu.

              Złapał mnie za nadgarstek, tworząc króciuteńki ludzki łańcuch, żebyśmy nie zgubili się w, w zasadzie, obcym pokoju. Kolejna błyskawica przeszyła niebo, rozświetlając pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Curly szczerzył się tak, jakby brak prądu był czymś najwspanialszym na świecie. Jakbyśmy dzielili coś wspólnie. Harry i Louis. Dwaj przyjaciele.

             Poczułem ukłucie w sercu, rozdarty pomiędzy potrzebą, by burza ucichła, a pragnieniem, by oglądać go w takim świetle przez całą wieczność. Może to szaleństwo, ale czułem go. Palce na nadgarstku. Jakby na mnie czekał. W ciemnościach. Nie chciałem tego nadużywać.

             Pociągnąłem go w kierunku kąta pokoju, który służył nam jako prowizoryczna kuchnia. To tam wtulił się we mnie  niemal nagi. Zawsze będę odczuwał sentyment do tego miejsca. Wygrzebałem dużą świecę z szafki, której używaliśmy pierwszej nocy, kiedy to siedzieliśmy na werandzie, delektując się gorącą kawą. W każdym razie, ja. Bo Harreh drzemał słodko. Wiedziałem, gdzie schowałem zapałki, więc po chwili wyciągnąłem i je z szuflady.

            Potarłem małym kawałkiem drewienka o pudełko i natychmiast rozległ się zapach siarki. Powoli, uważając aby nie sparzyć koniuszków palców, zapaliłem ją. Przygarbiona pozycja mojego towarzysza świadczyła o zainteresowaniu całą sytuacją. Podążając za światłem woskowego cudeńka, postawiłem je na małym stoliku. Zerknął na nie zadowolony.

            Mój Harry.

- Teraz przynajmniej... się widzimy.

              Mój głos zachrypł, więc odchrząknąłem cicho. Zupełnie nie to miałem zamiar powiedzieć. Na usta cisnęło mi się "teraz przynajmniej mogę cię zobaczyć", ale uratowałem sytuację w ostatnim momencie.

             Gdybym mógł się poddać, wszystko byłoby łatwiejsze. Od momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że Harry nie jest jedynie najlepszym przyjacielem, coś się we mnie zmieniło. Byłem niesamowicie zmęczony, czułem, jakbym przez całe dnie spinał mięśnie brzucha i nie potrafił ich rozluźnić.

              Harreh. Wiem, co dla mnie najlepsze. A to z całą pewnością nie ty. Ale kocham cię.

              Rozsiadł się wygodnie w fotelu.

            Mogłem poznać smak grzechu i ułożyć się na jego kolanach, pozwalając na frywolne zabawy. Jednak zbyt bardzo przerażało mnie to, co ta sytuacja stawiałaby przede mną. Zawsze byłem typem człowieka, który pozwalał fobiom przejąć kontrolę. Jednak chciałem zobaczyć. Widzieć, czy mnie potrzebuje. Takiego chłopca, jakim byłem. Ryzykując utratą wszystkiego.

             Westchnienie. Krótkie spojrzenie. Przymknięcie powiek. Opadnięcie na krzesło naprzeciwko niego. Niestabilny płomień świecy rzucający światło na zaciemnione pomieszczenie. Zabrakło mi odwagi. Smutek wsiąknął w moje ciało jak woda.

- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?

             Podniosłem wzrok. Jego uśmiech rozświetlał wszystko wokół bardziej niż jakiekolwiek źródło światła. Dyskretnie przeciągnąłem spojrzeniem po jego ustach.

- Jak mógłbym zapomnieć?

              Wdech, wydech, Tomlinson. Wdech, wydech. Nie zjedzą cię. Najwyżej się nie dostaniesz. Ale to nic. Podszkolisz się i przyjdziesz za rok. Na miłość boską, Tomlinson! Nie wymiotuj. Błagam, nie wymiotuj.

              Zacisnąłem usta i resztkami sił, ciało oparłem o umywalkę. Spojrzałem na swoje odbicie. Po mojej skroni ściekała kropelka potu. Toczyłem wewnętrzną walkę z własną tremą, powstrzymując torsje i szloch. Od wczoraj byłem w kiepskim stanie. Cichy ból pulsował w głowie. Mój mózg naprężał się z wysiłkiem.

            Zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie, że pod powiekami mam jedynie pusty pokój i mogę śpiewać. Próbowałem wydać z siebie kilka dźwięków, ale na dźwięk swojego głosu, słabego i drżącego, mój strach jeszcze się pogłębił.

            Poczułem silną dłoń na własnym ramieniu. Oddychając głęboko przez otwarte usta, zerknąłem na jej właściciela. Nastoletni, zielonooki chłopaczyna o kręconych włosach przyglądał mi się z niepokojem.

- Wszystko dobrze?

            Chyba miałem coś odrzec, ale zdaje się, że zapomniałem, do czego służy język w ustach. Zalała mnie empatia bijąca z jego twarzy. Jego ciepłe spojrzenie zaglądało mi w umysł. Był... Nie wiem. Był tak niesamowicie, irracjonalnie wspaniałą osobą. Wiedziałem to, pomimo iż nigdy wcześniej nie spotkałem go. Jego łagodność zadziwiała.

            Osunęliśmy się w ciemność, tańcząc między próżniami, przeskakując ze światła w mrok. Mój mózg nie dawał sobie rady. Podsuwał mi fałszywe obrazy.

            Znaliśmy się kilka sekund... a może tysiąc lat? Oczy ziały pocieszeniem. Obrócił mnie w swoim kierunku. Wbiłem w niego wzrok. Nie słyszałem bicia własnego serca. Nie słyszałem myśli.

- Na scenie... Najpierw przezwycięża się oczy... Oczy otwierają się pierwsze. A z nimi otwiera się... nadzieja. Dlatego musimy mieć nadzieję. I wiarę. Musimy.

             Nieokiełznana mądrość, która wypływała wraz z jego słowami o dziwo... pomogła. Znów byłem w stanie oddychać. Jeśli nie puści mojego ramienia, wszystko będzie dobrze.

- Uda nam się. Nam obu. Zrobimy to razem, okej?

            Pokiwałem głową.

            Musiałem zebrać się w sobie. Nie dlatego, że wspomnienie było trudne. Chodziło o coś więcej. Czułem zapach tamtej łazienki. I czegoś jeszcze, czego nie umiałem nazwać, ale to kojarzyło mi się z Harrym. Ten zapach zawsze był dla mnie domem. Moim domem. Naszym domem.

            Puk, puk, puk, puk, puk.

             Spojrzeliśmy po sobie. Milczał. Siedział w absolutnym bezruchu. Nawet nie drgnął mu mięsień, choć stukanie rozległo się znowu. Albo nie wiedział co, albo nie chciał nic zrobić.

            Puk, puk, puk. Już po raz trzeci.

            Niechętnie wstałem i powoli podszedłem do drzwi. Oparłem łokieć o framugę i z całej siły pociągnąłem skrzypiącą klamkę. Lodowate zimno pchnęło mnie z całą mocą, rozwiewając grzywkę. Zadrżałem. Owinąłem się szczelniej bluzą.

             Wtedy zdałem sobie sprawę, co takiego ujrzałem w bezlitosnym chłodzie.

- Wy także nie macie prądu?

              Zerknąłem na wysoką, opaloną dziewczynę, o krótkich, jasnych włosach, opadających na oczy, jakby była przybyszem z innej planety. Od trzech dni nie oglądałem nikogo innego, niż Harry, więc spotkanie z namiastką cywilizacji, było dla mnie jak uderzenie pięścią w żołądek. Pół kroku za nią, stało jej kompletne przeciwieństwo. Blade dziewczę, którego czarne jak heban włosy sięgały samego pasa. Obie zerkały na mnie wyczekująco.

              Tuż nad moim ramieniem pojawiła się lokata głowa mojego przyjaciela, a ja potajemnie zaciągnąłem się jego zapachem, który uderzył ze wszystkich stron. Był blisko. Niesamowicie blisko. Moje plecy stykały się z jego torsem, a dłoń oparta o drewniane drzwi znajdowała się nieopodal mojego pasa.

- Tak!

               Wyręczył mnie, sam się odzywając. I uśmiechał się. Szczerzył się od ucha do ucha. I ta woń! Silny damski perfum i jego twarz, jak otwarta księga, mówiąca: "Podoba mi się!" Spoglądał na nią urzeczony. Iskierki tańczyły w jego oczach.

              Najpierw było przekleństwo. Zakląłem w myślach. A później zacząłem się czuć jak wyrzutek, osoba odstająca od wszelakich norm.

- Jestem Meg. A to Josephine.

               Kiedy obserwowałem, jak patrzą na siebie, jakby nikogo poza nimi nie było... Poczułem samotność.

- Z tej strony Harry i Louis.

            Jego głos był tak przyjemny, że miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Odwróciłem się do niego, który rozanielony, wyczyniał wszelkie istniejące kokieteryjne gesty. Na chwilę zamarłem, przypominając sobie jak leżeliśmy w lesie. Mocno przytuleni. Wpatrzeni w siebie.

           Gdzie się podział mój Harreh? Tęskniłem za nim.

           A później zaprosił Meg do środka, bo miała na sobie jedynie szorty i cienki T-shirt.


Siemanko! :D Jestem na wakacjach i złapałam internet (hura) dlatego dodaję rozdział!! :D
piszcie opinie, pozdrawiam xoxo.
+ tekst inną czcionką to przemyślenia Harreha! :D

15 komentarzy:

  1. cudowny rozdział. Kurcze.. Już myślałam, że ten pocałunek był na prawdę, a tu dupa. No wiesz? Może się mylę, ale wydaje mi się, że Harry nie chciał aby ktokolwiek im przeszkadzał. A potem po prostu był miły. Albo na prawdę zakochał się w tej dziewczynie. Rozdział niesamowity<3 Jestem bardzo ciekawa następnego. Czekam na kolejny. [becausetruelovecannothide.blogspot.com - Larry, Niam]

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz już kompletnie nie mam pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Najpierw myślałam, że ten pocałunek był prawdziwy, a tu się okazuje, że jednak nie. Wybaczam, bo to by było chyba za szybko ;)
    Myślałam, że Harry do Louis też coś czuje, a tu zjawiają się te dwie i Hazza taki rozradowany! o.O Już nic nie wiem...
    Czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. "Och. Uroczy chłopcze pachniesz tak słodko." - wybacz, ale tu zaczęłam się śmiać jak głupol. Skojarzyło to mi się z jakimś pedofilem, wybacz. Rozdział? Ten jak i ten poprzedni powodują u mnie stan otępienia, a ja i mój talent zwijamy się w czarny koc. Piszesz tak... niesamowicie, że to niepojętne. Wybacz, ze wcześniej nie przeczytałam, ale nie miałam motywacji by się zdołować. Bo czytając IHH czuję się taka mała i pusta w środku. Piszesz przepięknie i już nie lubię tej Meg. Ona wpieprza się z butami gdzie nie powinna. Zgiń, przepadnij kucha istoto! Grr... Ty mi tam wypoczywaj, a nie na necie siedzisz! Zajmij się panem B.! Kocham cięęęęęęę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczekaj,podnoszę szczękę z ziemi ! ; o W sumie, ten komentarz będzie krótki. Dlaczego ? Ponieważ nie wiem co napisać, a nie chcę napisać bezsensownego komentarza ! A pewnie taki mi wyjdzie -.- Dobrze kochanie, piszesz coś tak fenomenalnego, że aż się zastanawiam co ja tu robię. Chyba tylko się kompromituję, przy takim talencie. Piszesz świetnie, i zdajesz sobie z tego sprawę. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział <3 Łap zasię !

    OdpowiedzUsuń
  5. ... nawet nie wiem, co napisać O.o twój talent jest niedopisania. <33 Z niecierpliwością czekam na kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
  6. czwarty rozdział na the-torn, zapraszam

    i obiecuję, że nadrobię zaległy rozdział, chwilowo zwyczajnie nie mam na nic sił, przepraszam, x

    OdpowiedzUsuń
  7. "Nie chcę nawet pamiętać ich zapachu, bo tak naprawdę wolałbym przestać pamiętać cokolwiek. Nie chcę też pamiętać o tym, że cię miałem i jednocześnie boję się zapomnieć. Chcę przestać oddychać, a powietrze zdradziecko wdziera się do moich płuc przez dziurę w moim sercu. Leżę więc i czekam, aż ktoś... Aż TY przyjdziesz i podniesiesz mnie, przytulisz, wciśniesz play."

    Serdecznie zapraszam na prolog
    http://our-month.blogspot.com/
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałabym cię bardzo przeprosić, że komentuję dopiero teraz, ale mam odcięty internet i nie wiem kiedy będę go miała z powrotem.

    Te rozdziały których nie skomentowałam były tak niesamowite, że gdy czytałam zapierało mi dech w piersiach! Uczucia jakie Louis darzy do Harry'ego opisywałaś tak dokładnie, że to wszystko było takie realne! Boję się tylko tego, że Harry może się zakochać w tej Meg, a wiem, że dla Louis'a byłby to cios poniżej pasa. Mam jednak nadzieję, że pozbędziesz się jakoś Meg xD Josephine możesz zostawić, bo chyba ie namiesza tak bardzo jak może to zrobić Mag ;pp

    Tak więc życzę weny przy pisaniu kolejnych postów ;)
    A i chciałam zapytać jak tam wyjazd? Dobrze się bawisz? ;)
    No i jakbym nie skomentowała tw kolejnego rozdziału to przepraszam, ale to znowu będzie wina internetu ;)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, ale to wciąga. Nie wiem co napisać, bo brakuje mi słów. Z zapartym tchem czekam na następny rozdział
    Zapraszam:
    http://itsyou-hope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. przepraszam, że tak strasznie późno komentuję, ale w niedziele nie miałam czasu, w sobotę tym bardziej, a teraz jest idealny moment ^^.
    Chyba już ci to mówiłam, że cholernie zazdroszczę ci twojego stylu pisania, prawda? Jak ty to wszystko pięknie opisujesz! W dodatku rozdział jest dłuższy niż poprzednie. A taka długośc rozdziału + twój syl pisania = Martyna zacieszająca ryjek bo widzi nowy, ganialny swoją drogą rozdział! <3.
    Jesteś boska i dobrze to wiesz : D Czekam na więcej. : ***

    [destiny-is-death.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  11. O ja Cię, przepraszam, że dopiero teraz.
    Nie no, to jest takie świetne.
    Uwielbiam Twój styl pisania, jest taki, hmm.. dojrzały, ale jednocześnie tak zrozumiały, nawet dla takich dzieci jak ja ;3
    Przepraszam, ale nie wiem, co więcej napisać, bo po prostu odebrało mi mowę.
    Albo czekaj. jednak Ci Coś powiem.
    Fuck You.
    Oddaj mi swój talent, za genialna jesteś. ;*

    pozdrawiam i czekam na kolejny,
    Angie

    OdpowiedzUsuń
  12. wybacz, że dopiero teraz, ale nadrabiam zaległości, zresztą chyba sama rozumiesz? :D
    Rozdział? JEEEEEEJKU. kocham, uwielbiam, ubóstwiam i w ogóle Twój styl pisania. powodujesz ciary na moich plecach i sprawiasz, że jestem w stanie przenieść się do tego stworzonego przez Ciebie świata! jednak kiedy rozdział się kończy muszę wrócić i wszystko znów jest do dupy...
    nieważne! xd
    nie wiem, co planujesz, ale jeżeli mam być szczera wciągnęłam się w to tak mocno, że gdy ta cała Meg weszła do ICH domku chciało mi się płakać (powstrzymywało mnie tylko to, że w pokoju była cała moja wspaniała rodzinka).
    co mam więcej powiedzieć? za taką genialność powinni karać :D
    czekam niecierpliwie na następny rozdział :):*

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że dopiero teraz, ale czytałam ten rozdział z dziesięć razy i za każdym po prostu nie wiedziałam co mam napisać. Kiedy czytam cokolwiek, co wychodzi z pod twojej ręki, mam po prostu ciary na plecach. Jesteś niesamowita i brak mi słów, by opisać twój talent. Ogromny szacunek za to, co robisz i JAK to robisz. :) xx

    OdpowiedzUsuń
  14. I po raz kolejny zostawiasz mnie bez jakiegokolwiek słowa, którego w tej chwili mogłabym użyć. Tutaj naprawdę wszystko jest na swój jedyny, niepowtarzalny sposób magiczne, mimo że opiera się na niesamowitym wewnętrznym dramacie i walce Lou. Szczerze mu współczuję. A Harry daje mu kolejne powody, by jego świat, już i tak zniszczony, nadal się sypał. To nie w porządku. Mam wielką nadzieję, że mu się uda i wszystko się ułoży.
    Przepraszam, po raz kolejny szczerze przepraszam, że komentuję tak późno. Naprawdę chwilami mam niezłe urwanie głowy. Obiecuję poprawę x

    OdpowiedzUsuń
  15. ROZDZIAŁ 5 NA becausetruelovecannothide.blogspot.com - Larry, Niam.

    OdpowiedzUsuń