I'm slowly drifting to you
The stars and the
planets are calling me
A billion years
away from you
I'm on my way
I'm on...
I'm on...
To nadchodzi znikąd. To nadchodzi
jak wiatr! Zginę tu, bo posiadłem własne niebo! Łagodnie, łagodnie czy
okrutnie? Posiadłem własne niebo! Spalę to, co zbudowałem, bo posiadłem własne
niebo. Sprzedam zdrowy rozsądek, bo posiadłem własne niebo. Nie ma czasu, nie
ma końca, nie ma pożegnania, bo niebo było wtedy w moim posiadaniu.
Och. Uroczy chłopcze pachniesz tak
słodko.
- Harry.
Przygniótł mnie swoim ciałem. Może
i był ciężki, bo zapewne ważył więcej ode mnie, ale ja tego nie odczuwałem.
Nasze twarze dzieliły centymetry. Wymienialiśmy ciepłe strumienie powietrza.
Jego brązowe loczki spływały na moje czoło. Nasze kończyny zgrały się
doskonale. Wsparł się łokciami na ziemi, w przerwach pomiędzy moim tułowiem, a
rękami. Spod ledwo otwartych oczu badał kontury mojej twarzy.
Harry! Czekałem aż to nastąpi. Aż
nasze ciała połączą się w jedno, jak było nam pisane. Podniosłem się
delikatnie, by ta odległość, ni to milimetry, ni lata świetle przestały nas
oddzielać. Pragnienie jego dotyku, znów tak silne, sprawiało, że każda komórka
mojego organizmu wrzeszczała i paliła, jak rozżarzone łuczywo...
Zawieszeni w nicości...
Omiotłem przelotnym spojrzeniem
jego tęczówki. Były tak blisko, że po raz kolejny odkrywałem każdy ich
szczegół. Nieświadomie podniosłem dłonie i przyłożyłem je do jego ciepłych
policzków. Wodziłem kciukami, chłonąc delikatność jego skóry. Podniosłem
delikatnie głowę, by zrobić to, o czym tak długo marzyłem.
Nie było już przestrzeni między
nami. Nie dzieliło nas nic. Jego przesycony słodyczą oddech czułem we własnych
ustach. Jego górna warga otarła się lekko o moją przez ułamek sekundy.
Westchnąłem.
I moje własne niebo znów zostało mi
odebrane. Zostałem strącony z obłoku i upadłem w racjonalność, nie mając
skrzydeł. Zabawne. W ciemności odzyskałem jasność umysłu.
Przerwaliśmy pocałunek, którego
nawet nie zaczęliśmy. Powoli, wędrując palcami po jego karku i obojczykach, zakończyłem
swoją podróż na torsie. Paznokcie wpiłem w jego cienką koszulkę, która
wystawała spod rozpiętej kurtki. Zmęczone płuca pozwoliły mi wziąć głęboki
wdech i wypuścić powietrze, które dzieliliśmy wspólnie.
Przełknąłem
ślinę i pchnąłem go delikatnie. Głośny śmiech rozległ się wśród drzew,
odbijając się echem i słyszałem go jeszcze przez kilka sekund. Podniósł się na
rękach, a jego bicepsy napięły się. Uśmiechnął się jeszcze figlarnie i
przysiadł obok mnie na leśnej ściółce.
Rozczarowanie. Rozgoryczenie.
Zawód. Żal. Frustracja. Poczucie porażki. Wiedziałem, że nie mogliśmy tego
zrobić, bo to zniszczyłoby nasze relacje. Schyliłem głowę i zacisnąłem powieki.
Walczyłem ze sobą w ciągu kilkunastu sekund, żeby nie wstać, nie złapać go z
całej siły za kark i nie wpić się w jego usta. By szybkim ruchem nie zrzucić z
niego kurtki, bluzki, spodni i bokserek. By nie pozwolić obnażyć siebie i nie
wygiąć pleców w łuk, gdy on robiłby ze mną to, o czym nie śmiałem nawet marzyć.
By w jednej sekundzie nie wyznać mu, że za każdym razem, gdy go widzę,
uśmiecham się do siebie z radością, moje serce wykonuje piruety i czuję w nim
dziwne ciepło, jak gdyby posiadało stały stan skupienia, mam ochotę wskoczyć mu
w ramiona i wyszeptać wprost do ucha wszystko.
Podniósł się na równe nogi.
Przekrzywił głowę lekko w prawo i zerknął na mnie niepewnie. Podniosłem głowę.
Uśmiech zniknął z jego ust, kiedy ujrzał mój wyraz twarzy. Tak bardzo go
potrzebowałem. Potrzebowałem go na zawsze. Po sam kres naszych dni. Był jak
powietrze. Składał się z maleńkich drobinek, które sprawiały, że wciąż
oddychałem.
Leżał tam wśród tych liści, a jego włosy
rozsypały się po całym czole. Kiedy oddychał powoli i z każdym wydechem z jego
ust wydobywała się skłębiona para wodna. Przymknął oczy. Wyglądał tak żałośnie.
A ja nie wiedziałem czemu.
Usiadłem.
- Lou.
Wypowiedział to tak miękko. I tak
czule. Tak cudownie, że... Nie byłem w stanie słuchać jego głosu, nie
wyobrażając sobie niemożliwego.
- Co się stało?
Przemknęła ta myśl. Że jest szansa.
Że mogę mu powiedzieć... Znów się łudziłem.
Pokręciłem przecząco głową. Ale w
tym geście nie było lekceważenia, a raczej... wielki smutek. Miniwakacje miały
być ukojeniem, a sprawiały jeszcze więcej bólu.
Nie przychodziło mi do głowy nic,
co mógłbym mu powiedzieć. Byłem tak idiotycznie urzeczony tonem, w jakim to
powiedział. Jego barwą głosu. Sposobem, w jakim jego usta formowały głoski.
- Wspomnienia.
Skłamałem tak gładko, zwalając
całą winę na mój poprzedni związek. Udawałem, że to przez niego chodzę teraz
przybity, jak dziecko we mgle. A on w to wierzył. I dlatego był dla mnie tak
czuły. Bo się o mnie troszczył.
Wstałem i ramię w ramię podążyliśmy
do kempingu. Wzrokiem próbował ze mnie wyciągnąć prawdę, ale byłem jak uparte
dziecko.
Otworzyłem drzwi dużym, mosiężnym kluczem
i dłonią starałem się odnaleźć włącznik światła. Po kilku bezskutecznych
klepnięciach ściany, natrafiłem na delikatny plastik i opuszkami przycisnąłem
go.
Nic. Jedynie ciemność.
Nieokiełznana ciemność w nieznajomym miejscu.
- Nie ma prądu.
Zdałem sobie sprawę, że zbyt długo
tkwiłem w jednym miejscu, nic nie mówiąc. Dopiero jego słowa wyrwały mnie z
zamyślenia. Odwróciłem się do niego, bo jeszcze przed momentem dreptał za mną,
ale nie zobaczyłem nic.
Wszechogarniająca czerń wdarła się
wszędzie i zawładnęła moim wzrokiem. Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem ręce w
nicość, jak ślepiec. Chwilę brodziłem palcami, aż wreszcie natrafiłem na
znajome ciepło i wiedziałem już, że to on.
- Jestem tu.
Złapał mnie za nadgarstek, tworząc
króciuteńki ludzki łańcuch, żebyśmy nie zgubili się w, w zasadzie, obcym pokoju.
Kolejna błyskawica przeszyła niebo, rozświetlając pomieszczenie, w którym się
znajdowaliśmy. Curly szczerzył się tak, jakby brak prądu był czymś
najwspanialszym na świecie. Jakbyśmy dzielili coś wspólnie. Harry i Louis. Dwaj
przyjaciele.
Poczułem ukłucie w sercu, rozdarty
pomiędzy potrzebą, by burza ucichła, a pragnieniem, by oglądać go w takim
świetle przez całą wieczność. Może to szaleństwo, ale czułem go. Palce na
nadgarstku. Jakby na mnie czekał. W ciemnościach. Nie chciałem tego nadużywać.
Pociągnąłem go w kierunku kąta
pokoju, który służył nam jako prowizoryczna kuchnia. To tam wtulił się we
mnie niemal nagi. Zawsze będę odczuwał
sentyment do tego miejsca. Wygrzebałem dużą świecę z szafki, której używaliśmy pierwszej
nocy, kiedy to siedzieliśmy na werandzie, delektując się gorącą kawą. W każdym
razie, ja. Bo Harreh drzemał słodko. Wiedziałem, gdzie schowałem zapałki, więc
po chwili wyciągnąłem i je z szuflady.
Potarłem małym kawałkiem drewienka
o pudełko i natychmiast rozległ się zapach siarki. Powoli, uważając aby nie
sparzyć koniuszków palców, zapaliłem ją. Przygarbiona pozycja mojego towarzysza
świadczyła o zainteresowaniu całą sytuacją. Podążając za światłem woskowego
cudeńka, postawiłem je na małym stoliku. Zerknął na nie zadowolony.
- Teraz
przynajmniej... się widzimy.
Mój głos zachrypł, więc
odchrząknąłem cicho. Zupełnie nie to miałem zamiar powiedzieć. Na usta cisnęło
mi się "teraz przynajmniej mogę cię zobaczyć", ale uratowałem sytuację
w ostatnim momencie.
Gdybym mógł się poddać, wszystko
byłoby łatwiejsze. Od momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że Harry nie jest
jedynie najlepszym przyjacielem, coś się we mnie zmieniło. Byłem niesamowicie
zmęczony, czułem, jakbym przez całe dnie spinał mięśnie brzucha i nie potrafił
ich rozluźnić.
Harreh. Wiem, co dla mnie najlepsze.
A to z całą pewnością nie ty. Ale kocham cię.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu.
Mogłem poznać smak grzechu i ułożyć
się na jego kolanach, pozwalając na frywolne zabawy. Jednak zbyt bardzo
przerażało mnie to, co ta sytuacja stawiałaby przede mną. Zawsze byłem typem
człowieka, który pozwalał fobiom przejąć kontrolę. Jednak chciałem zobaczyć.
Widzieć, czy mnie potrzebuje. Takiego chłopca, jakim byłem. Ryzykując utratą
wszystkiego.
Westchnienie. Krótkie spojrzenie.
Przymknięcie powiek. Opadnięcie na krzesło naprzeciwko niego. Niestabilny
płomień świecy rzucający światło na zaciemnione pomieszczenie. Zabrakło mi
odwagi. Smutek wsiąknął w moje ciało jak woda.
- Pamiętasz
nasze pierwsze spotkanie?
Podniosłem wzrok. Jego uśmiech
rozświetlał wszystko wokół bardziej niż jakiekolwiek źródło światła. Dyskretnie
przeciągnąłem spojrzeniem po jego ustach.
- Jak mógłbym
zapomnieć?
Wdech, wydech, Tomlinson. Wdech, wydech. Nie zjedzą cię. Najwyżej się
nie dostaniesz. Ale to nic. Podszkolisz się i przyjdziesz za rok. Na miłość
boską, Tomlinson! Nie wymiotuj. Błagam, nie wymiotuj.
Zacisnąłem usta i resztkami sił, ciało
oparłem o umywalkę. Spojrzałem na swoje odbicie. Po mojej skroni ściekała
kropelka potu. Toczyłem wewnętrzną walkę z własną tremą, powstrzymując torsje i
szloch. Od wczoraj byłem w kiepskim stanie. Cichy ból pulsował w głowie. Mój
mózg naprężał się z wysiłkiem.
Zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie,
że pod powiekami mam jedynie pusty pokój i mogę śpiewać. Próbowałem wydać z
siebie kilka dźwięków, ale na dźwięk swojego głosu, słabego i drżącego, mój
strach jeszcze się pogłębił.
Poczułem silną dłoń na własnym
ramieniu. Oddychając głęboko przez otwarte usta, zerknąłem na jej właściciela.
Nastoletni, zielonooki chłopaczyna o kręconych włosach przyglądał mi się z
niepokojem.
- Wszystko dobrze?
Chyba miałem coś odrzec, ale zdaje
się, że zapomniałem, do czego służy język w ustach. Zalała mnie empatia bijąca
z jego twarzy. Jego ciepłe spojrzenie zaglądało mi w umysł. Był... Nie wiem.
Był tak niesamowicie, irracjonalnie wspaniałą osobą. Wiedziałem to, pomimo iż
nigdy wcześniej nie spotkałem go. Jego łagodność zadziwiała.
Osunęliśmy się w ciemność, tańcząc
między próżniami, przeskakując ze światła w mrok. Mój mózg nie dawał sobie
rady. Podsuwał mi fałszywe obrazy.
Znaliśmy się kilka
sekund... a może tysiąc lat? Oczy ziały pocieszeniem. Obrócił mnie w swoim
kierunku. Wbiłem w niego wzrok. Nie słyszałem bicia własnego serca. Nie
słyszałem myśli.
- Na scenie... Najpierw przezwycięża się
oczy... Oczy otwierają się pierwsze. A z nimi otwiera się... nadzieja. Dlatego
musimy mieć nadzieję. I wiarę. Musimy.
Nieokiełznana mądrość, która
wypływała wraz z jego słowami o dziwo... pomogła. Znów byłem w stanie oddychać.
Jeśli nie puści mojego ramienia, wszystko będzie dobrze.
- Uda nam się. Nam obu. Zrobimy to razem,
okej?
Pokiwałem głową.
Musiałem zebrać się w sobie. Nie
dlatego, że wspomnienie było trudne. Chodziło o coś więcej. Czułem zapach
tamtej łazienki. I czegoś jeszcze, czego nie umiałem nazwać, ale to kojarzyło
mi się z Harrym. Ten zapach zawsze był dla mnie domem. Moim domem. Naszym
domem.
Puk, puk, puk, puk, puk.
Spojrzeliśmy po sobie. Milczał.
Siedział w absolutnym bezruchu. Nawet nie drgnął mu mięsień, choć stukanie
rozległo się znowu. Albo nie wiedział co, albo nie chciał nic zrobić.
Puk, puk, puk. Już po raz trzeci.
Niechętnie wstałem i powoli
podszedłem do drzwi. Oparłem łokieć o framugę i z całej siły pociągnąłem
skrzypiącą klamkę. Lodowate zimno pchnęło mnie z całą mocą, rozwiewając
grzywkę. Zadrżałem. Owinąłem się szczelniej bluzą.
Wtedy zdałem sobie sprawę, co
takiego ujrzałem w bezlitosnym chłodzie.
- Wy także nie
macie prądu?
Zerknąłem na wysoką, opaloną
dziewczynę, o krótkich, jasnych włosach, opadających na oczy, jakby była
przybyszem z innej planety. Od trzech dni nie oglądałem nikogo innego, niż
Harry, więc spotkanie z namiastką cywilizacji, było dla mnie jak uderzenie
pięścią w żołądek. Pół kroku za nią, stało jej kompletne przeciwieństwo. Blade
dziewczę, którego czarne jak heban włosy sięgały samego pasa. Obie zerkały na
mnie wyczekująco.
Tuż nad moim ramieniem pojawiła
się lokata głowa mojego przyjaciela, a ja potajemnie zaciągnąłem się jego
zapachem, który uderzył ze wszystkich stron. Był blisko. Niesamowicie blisko.
Moje plecy stykały się z jego torsem, a dłoń oparta o drewniane drzwi
znajdowała się nieopodal mojego pasa.
- Tak!
Wyręczył mnie, sam się
odzywając. I uśmiechał się. Szczerzył się od ucha do ucha. I ta woń! Silny
damski perfum i jego twarz, jak otwarta księga, mówiąca: "Podoba mi
się!" Spoglądał na nią urzeczony. Iskierki tańczyły w jego oczach.
Najpierw było przekleństwo.
Zakląłem w myślach. A później zacząłem się czuć jak wyrzutek, osoba odstająca
od wszelakich norm.
- Jestem Meg. A
to Josephine.
Kiedy obserwowałem, jak patrzą
na siebie, jakby nikogo poza nimi nie było... Poczułem samotność.
- Z tej strony
Harry i Louis.
Jego głos był tak przyjemny, że
miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Odwróciłem się do niego, który
rozanielony, wyczyniał wszelkie istniejące kokieteryjne gesty. Na chwilę
zamarłem, przypominając sobie jak leżeliśmy w lesie. Mocno przytuleni.
Wpatrzeni w siebie.
Gdzie się podział mój Harreh?
Tęskniłem za nim.
Siemanko! :D Jestem na wakacjach i złapałam internet (hura) dlatego dodaję rozdział!! :D
piszcie opinie, pozdrawiam xoxo.
+ tekst inną czcionką to przemyślenia Harreha! :D
cudowny rozdział. Kurcze.. Już myślałam, że ten pocałunek był na prawdę, a tu dupa. No wiesz? Może się mylę, ale wydaje mi się, że Harry nie chciał aby ktokolwiek im przeszkadzał. A potem po prostu był miły. Albo na prawdę zakochał się w tej dziewczynie. Rozdział niesamowity<3 Jestem bardzo ciekawa następnego. Czekam na kolejny. [becausetruelovecannothide.blogspot.com - Larry, Niam]
OdpowiedzUsuńTeraz już kompletnie nie mam pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Najpierw myślałam, że ten pocałunek był prawdziwy, a tu się okazuje, że jednak nie. Wybaczam, bo to by było chyba za szybko ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Harry do Louis też coś czuje, a tu zjawiają się te dwie i Hazza taki rozradowany! o.O Już nic nie wiem...
Czekam na kolejny! :*
"Och. Uroczy chłopcze pachniesz tak słodko." - wybacz, ale tu zaczęłam się śmiać jak głupol. Skojarzyło to mi się z jakimś pedofilem, wybacz. Rozdział? Ten jak i ten poprzedni powodują u mnie stan otępienia, a ja i mój talent zwijamy się w czarny koc. Piszesz tak... niesamowicie, że to niepojętne. Wybacz, ze wcześniej nie przeczytałam, ale nie miałam motywacji by się zdołować. Bo czytając IHH czuję się taka mała i pusta w środku. Piszesz przepięknie i już nie lubię tej Meg. Ona wpieprza się z butami gdzie nie powinna. Zgiń, przepadnij kucha istoto! Grr... Ty mi tam wypoczywaj, a nie na necie siedzisz! Zajmij się panem B.! Kocham cięęęęęęę! ♥
OdpowiedzUsuńPoczekaj,podnoszę szczękę z ziemi ! ; o W sumie, ten komentarz będzie krótki. Dlaczego ? Ponieważ nie wiem co napisać, a nie chcę napisać bezsensownego komentarza ! A pewnie taki mi wyjdzie -.- Dobrze kochanie, piszesz coś tak fenomenalnego, że aż się zastanawiam co ja tu robię. Chyba tylko się kompromituję, przy takim talencie. Piszesz świetnie, i zdajesz sobie z tego sprawę. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział <3 Łap zasię !
OdpowiedzUsuń... nawet nie wiem, co napisać O.o twój talent jest niedopisania. <33 Z niecierpliwością czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńczwarty rozdział na the-torn, zapraszam
OdpowiedzUsuńi obiecuję, że nadrobię zaległy rozdział, chwilowo zwyczajnie nie mam na nic sił, przepraszam, x
"Nie chcę nawet pamiętać ich zapachu, bo tak naprawdę wolałbym przestać pamiętać cokolwiek. Nie chcę też pamiętać o tym, że cię miałem i jednocześnie boję się zapomnieć. Chcę przestać oddychać, a powietrze zdradziecko wdziera się do moich płuc przez dziurę w moim sercu. Leżę więc i czekam, aż ktoś... Aż TY przyjdziesz i podniesiesz mnie, przytulisz, wciśniesz play."
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na prolog
http://our-month.blogspot.com/
Buziaki!
Chciałabym cię bardzo przeprosić, że komentuję dopiero teraz, ale mam odcięty internet i nie wiem kiedy będę go miała z powrotem.
OdpowiedzUsuńTe rozdziały których nie skomentowałam były tak niesamowite, że gdy czytałam zapierało mi dech w piersiach! Uczucia jakie Louis darzy do Harry'ego opisywałaś tak dokładnie, że to wszystko było takie realne! Boję się tylko tego, że Harry może się zakochać w tej Meg, a wiem, że dla Louis'a byłby to cios poniżej pasa. Mam jednak nadzieję, że pozbędziesz się jakoś Meg xD Josephine możesz zostawić, bo chyba ie namiesza tak bardzo jak może to zrobić Mag ;pp
Tak więc życzę weny przy pisaniu kolejnych postów ;)
A i chciałam zapytać jak tam wyjazd? Dobrze się bawisz? ;)
No i jakbym nie skomentowała tw kolejnego rozdziału to przepraszam, ale to znowu będzie wina internetu ;)
Buziaki ;**
Jejku, ale to wciąga. Nie wiem co napisać, bo brakuje mi słów. Z zapartym tchem czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://itsyou-hope.blogspot.com/
przepraszam, że tak strasznie późno komentuję, ale w niedziele nie miałam czasu, w sobotę tym bardziej, a teraz jest idealny moment ^^.
OdpowiedzUsuńChyba już ci to mówiłam, że cholernie zazdroszczę ci twojego stylu pisania, prawda? Jak ty to wszystko pięknie opisujesz! W dodatku rozdział jest dłuższy niż poprzednie. A taka długośc rozdziału + twój syl pisania = Martyna zacieszająca ryjek bo widzi nowy, ganialny swoją drogą rozdział! <3.
Jesteś boska i dobrze to wiesz : D Czekam na więcej. : ***
[destiny-is-death.blogspot.com]
O ja Cię, przepraszam, że dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńNie no, to jest takie świetne.
Uwielbiam Twój styl pisania, jest taki, hmm.. dojrzały, ale jednocześnie tak zrozumiały, nawet dla takich dzieci jak ja ;3
Przepraszam, ale nie wiem, co więcej napisać, bo po prostu odebrało mi mowę.
Albo czekaj. jednak Ci Coś powiem.
Fuck You.
Oddaj mi swój talent, za genialna jesteś. ;*
pozdrawiam i czekam na kolejny,
Angie
wybacz, że dopiero teraz, ale nadrabiam zaległości, zresztą chyba sama rozumiesz? :D
OdpowiedzUsuńRozdział? JEEEEEEJKU. kocham, uwielbiam, ubóstwiam i w ogóle Twój styl pisania. powodujesz ciary na moich plecach i sprawiasz, że jestem w stanie przenieść się do tego stworzonego przez Ciebie świata! jednak kiedy rozdział się kończy muszę wrócić i wszystko znów jest do dupy...
nieważne! xd
nie wiem, co planujesz, ale jeżeli mam być szczera wciągnęłam się w to tak mocno, że gdy ta cała Meg weszła do ICH domku chciało mi się płakać (powstrzymywało mnie tylko to, że w pokoju była cała moja wspaniała rodzinka).
co mam więcej powiedzieć? za taką genialność powinni karać :D
czekam niecierpliwie na następny rozdział :):*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale czytałam ten rozdział z dziesięć razy i za każdym po prostu nie wiedziałam co mam napisać. Kiedy czytam cokolwiek, co wychodzi z pod twojej ręki, mam po prostu ciary na plecach. Jesteś niesamowita i brak mi słów, by opisać twój talent. Ogromny szacunek za to, co robisz i JAK to robisz. :) xx
OdpowiedzUsuńI po raz kolejny zostawiasz mnie bez jakiegokolwiek słowa, którego w tej chwili mogłabym użyć. Tutaj naprawdę wszystko jest na swój jedyny, niepowtarzalny sposób magiczne, mimo że opiera się na niesamowitym wewnętrznym dramacie i walce Lou. Szczerze mu współczuję. A Harry daje mu kolejne powody, by jego świat, już i tak zniszczony, nadal się sypał. To nie w porządku. Mam wielką nadzieję, że mu się uda i wszystko się ułoży.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, po raz kolejny szczerze przepraszam, że komentuję tak późno. Naprawdę chwilami mam niezłe urwanie głowy. Obiecuję poprawę x
ROZDZIAŁ 5 NA becausetruelovecannothide.blogspot.com - Larry, Niam.
OdpowiedzUsuń